czwartek, 30 lipca 2015

ROZDZIAŁ II – To tylko pieniądze.

Hej, cześć!
Nie było mnie tu od bardzo dawna, ale zauważyłam, że w zapasie mam jeszcze jeden rozdział. Co prawda krótki, no ale zawsze coś nowego się pojawi.
Podrzucam Wam go więc, i mam nadzieję że znowu najdzie mnie ochota na pisanie, bo w ostatnim czasie tego mi brakowało. ♥
Miłego czytania!





Obudziłam się w tym samym miejscu w którym zasnęłam. Dylan siedział obok mnie na krześle, najwidoczniej czekał aż wstanę. Nie wiem która była godzina, na pewno coś koło dwunastej, bo słońce świeciło bardzo mocno. Lekko przeciągnęłam się na łóżku. O'Brien musiał to zauważyć, bo od razu podniósł głowę. Nadal był w samych dresach. Po Jego minie mogłam zauważyć, że coś się stało. Jednak nie zdążyłam nawet zacząć rozmowy. On sam to zrobił.



- Cześć piękna, wyspałaś się? - zapytał. Nagle na Jego twarzy pojawił się piękny uśmiech. Wyglądało to tak, jakby chciał coś przede mną ukryć.



- Wyspałam. Która jest godzina?



 - Po trzynastej. Twoi rodzice Cię szukali. Powiedziałem im, że jesteś u mnie. - Co chcieli? - byłam mocno zdziwiona.



- Pojechali na miasto, chcieli wziąć Cię ze sobą. Że co proszę? Co się tutaj dzieje. - Czemu mnie w takim razie nie obudziłeś?! - zaczęłam na Niego krzyczeć, choć w tym momencie zapewne mało by to zmieniło. Kiedy zobaczyłam jak zareagował, natychmiast go przeprosiłam. W sumie to nie była Jego wina. Nie chciał mnie budzić. Martwił się. Tylko ciekawe dlaczego.



- Powiedziałem im, że pójdziesz ze mną. Jestem tutaj już tydzień, więc trochę wiem o tym mieście. Poza tym tak słodko spałaś. Nie złość się. Naprawdę nie chciałem żebyś się denerwowała. Po prostu no... Myślałem, że spędzisz ten dzień w moim towarzystwie. Ale skoro nie jesteś zadowolona, to nawet w tym momencie mogę zadzwonić do Twoich rodziców, żeby wrócili po ich piękną córkę. - puścił mi oczko.



 - Dylan. Przestań. Kurczę. - na mojej twarzy pojawiły się ogromne rumieńce. Z Jego twarzy można było wyczytać rozbawienie, za to mnie wcale nie było aż tak do śmiechu.



- Co mam przestać? - zapytał. - Eh, no dobrze. Nie było tematu, ale nie mów tak do mnie więcej. Dziwnie się czuję z tym faktem... A wracając do wycieczki. W takim razie kiedy idziemy? - Byłam gotowa wyjść w ciągu dwudziestu minut.



- Wyrobisz się w pół godziny? - odpowiedział pytaniem na pytanie.



- Wystarczy mi nawet o dziesięć minut mniej, no ale skoro chcesz trzydzieści, to spokojnie. Na pewno się wyrobię. - uśmiechnęłam się. - Przyjdź po mnie, będę czekać u siebie w pokoju. Miałam już wychodzić, gdy nagle usłyszałam za sobą głos. Tak. Ten Jego cholernie słodki głos.



- Mała. Jak dzisiaj w nocy też nawiedzą Cię koszmary, to podejdź. Z miłą chęcią znowu Cię przytulę. - puścił mi oczko. Krzyczał coś jeszcze, ale w tym momencie zamknęłam drzwi.



Byłam pozytywnie zaskoczona.



Chciał żebym przyszła. Chyba coś.. nie! Co ja sobie myślę. Nie teraz. Nikogo przecież nie szukam.



Pobiegłam szybciutko do siebie i rozpoczęłam przygotowania.



Wyjęłam z torby dżinsowe szorty i niebieski crop-top z napisem 'Forever young' na tle chmur. Idealnie nadawał się do trampek w których przyjechałam. Nie miałam nawet ochoty brać innej pary. W sumie dopiero teraz zauważyłam, że wszystkie rzeczy nadal leżą w walizkach.



Kurczę!



Można powiedzieć, że to jest przez Niego! Przecież gdyby nie ten wypadek, to wszystko miała bym już ułożone.



Zaczęłam się chichrać sama do siebie.



Po założeniu ubrań postanowiłam pójść ogarnąć włosy i twarz, raczej w takim stanie nie wyszłabym na miasto. Było gorąco, więc miałam w zamiarze upiąć włosy.



Zrobiłam kłosa i zaczęłam przeszukiwać kosmetyczkę.



Nie chciałam jakoś bardzo się malować. Po prostu trzeba było zakryć cienie pod oczami, bo wyglądały naprawdę źle. Lekko poprawiłam rzęsy moim ulubionym tuszem, to na tyle. W sumie jestem już gotowa do wyjścia, a zostało jeszcze dziesięć minut.



Przez chwilę zastanawiałam się jak wykorzystać ten czas, ale nagle do pokoju wparował on.



- Jak mogłabyś zauważyć jestem już cały wyszykowany. A jak z Tobą? - zapytał.



- Chyba widzisz. - uśmiechnęłam się do niego. - No chodź już! Chyba nie będziemy tu cały czas siedzieć. - zaproponowałam.



- Z Tobą nawet tutaj było by ciekawie. - powiedział. - Ale skoro chcesz wyjść.



Próbował chwycić mnie za rękę. Nie wiedziałam jak reagować więc instynktownie się wyrwałam. Dopiero po chwili zaczęłam żałować tej decyzji.



- Przepraszam. - powiedziałam. - Może jednak ja zostanę.



- Co to, to nie. Idziesz ze mną i koniec! Chyba nie chcesz żebym się obraził? - zapytał.



Oczywiście, że nie chciałam. W tym momencie był najbliższą mi osobą. Przecież rodzice pojechali na miasto. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, chwyciłam torebkę i już chciałam wychodzić. Bez zastanowienia chłopak chwycił mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi prosto w oczy i szepnął.



- Wiesz, że teraz się od mnie nie uwolnisz? Nie puszczę Cię.



Mocno się do Niego przytuliłam. Pachniał pięknymi perfumami, miałam ochotę stać tak wieczność. Gdy w końcu się wyrwałam, wziął mnie pod ramię i pocałował w czoło. Wyszliśmy z apartamentu. Chciałam ruszyć w stronę windy, ale Dylan pociągnął mnie na schody. Nie wiedziałam dlaczego, jednak byłam mile zaskoczona.



- Od dzisiaj zawsze będziemy chodzić przez te schody. To przez nie się poznaliśmy. - zaśmiał się, ale przytulił mnie do siebie jeszcze bardziej niż wcześniej.



Nic nie mówiłam, tylko się uśmiechnęłam. Chyba zaczęło mi na Nim trochę zależeć. Chyba zaczęłam się zakochiwać...



Barcelona jest pięknym miastem, a w dodatku mając Dylana jako przewodnika.. Ahh! To już w ogóle jest siódme niebo! Był taki kochany. Co chwilę pytał się czy mam może ochotę gdzieś usiąść, zatrzymać się na chwilę. W pewnym sensie miał po co się martwić, w końcu chodziliśmy już jakieś półtorej godziny. Po ciągłym wysłuchiwaniu obaw chłopaka, ustąpiłam. Pobiegliśmy w stronę dużej ławki. Akurat tak się złożyło, że stała ona obok dwóch kwiaciarni. Były w nich naprawdę przepiękne kwiaty.



- Jak Ci się podoba? - usłyszałam głos chłopaka



- Jest wspaniale. - odpowiedziałam. Dylan pewnie zauważył że mój wzrok ciągle kieruje się w stronę sklepu z kwiatami.



- Lubisz je, prawda? - zapytał gdy mój wzrok zatrzymał się na białych różach. Rzeczywiście, były śliczne. Nie musiałam długo czekać na Jego reakcję. Natychmiast się podniósł i ruszył w stronę wazonu. Wyjął trzy i zapłacił. Nie wiem ile, ale na pewno jakieś najtańsze one nie były. Poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Dylan bez wahania podszedł i wręczył mi prezent. Nie wiedziałam nawet jak reagować. Po prostu byłam zaskoczona.



- Dziękuję, to bardzo miłe z Twojej strony. - Uśmiechnęłam się tak uroczo, jak tylko potrafiłam.



- Nie ma problemu. Piękne kwiaty dla ślicznej dziewczyny. - puścił mi oczko.



O cholera. Rumienię się.



- Ale kurczę. Dobrze wiesz, że nie musisz mi nic kupować. Nie chcę Cię wykorzystywać.



- Oj Claudia, jakimi błahostkami Ty się przejmujesz. Chodź, możemy jeszcze zerknąć do kilku sklepów. No, jeżeli oczywiście chcesz bo przecież nie będę Cię do niczego zmuszał. - powiedział.



- No cóż, jeszcze nie nabrałam sił wystarczająco dużo sił. Będziesz mnie musiał w takim razie nieść.



Chłopak bez większego namysłu przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął iść. Krzyczałam żeby puścił ale on chyba nie brał tego na poważnie.



 Ah ten O'Brien! Zawsze musi postawić na swoim. W sumie nawet mi się to podobało. Był taki silny. Postawił mnie dopiero przed sklepem. Szczerze mówiąc to przecierałam oczy ze zdumienia widząc napis CHANEL.



Tego już zbyt wiele. Co ten dupek znowu wymyślił?



- Co ty robisz?! Dlaczego mnie tu przyniosłeś? - Powiedziałam to tak jakbym chciała go zabić.



Dziewczyno, uspokój się przecież nic złego na razie nie zrobił.. Następnym razem pomyśl zanim zaczniesz krzyczeć!



- Spokojnie spokojnie. Chciałem kupić Ci jakiś prezent, no ale nie znamy się zbyt długo więc pewnie okazałby się nie wypałem. Zacząłem analizować pewne rzeczy i pomyślałem, że jeżeli ja sam nic nie wybiorę to Ty mi w tym pomożesz. Mam rację? - zapytał.



Hola hola. Co Ty sobie myślisz. No oczywiście że nie masz racji! Za żadne skarby świata nie wejdę do tego miejsca. Dylan za kogo Ty mnie masz? Nie ma mowy!



- Nie. Nie pomogę. Nie kupuj nic.



- Dlaczego? Jeżeli nie wejdziesz ze mną, zrobię to sam. Wtedy wybiorę według mojego uznania. Claudia, proszę.



- Dyl nie. To ja Ciebie proszę. Nie kupuj mi nic! - wykrzyczałam.



Może na zewnątrz nie było tego aż tak widać, ale moja wewnętrzna część miała ochotę się rozpłakać.



- Mam nadzieję, że nie wybiorę aż tak źle. - Powiedział, po czym ruszył w stronę drzwi.



- W takim razie cześć. - Powiedziałam przez łzy. Nie zastanawiałam się ani chwili dłużej. Natychmiast zaczęłam biec.



- Claudia! Co Ty robisz? Zostań. - Pobiegł za mną, lecz nie miał najmniejszych szans na dogonienie mnie. Byłam naprawdę bardzo szybka, więc nawet jeśli ruszył by za mną nie mógłby mnie złapać. Równo o 16:30 wparowałam do hotelu. Nie zwracałam uwagi na osoby obok, byłam zbyt zdenerwowana, czy nawet zdołowana. Sama nie wiem jak to określić. Nawet specjalnie wjechałam na górę windą.



Gdy wbiegłam do pokoju przeżyłam szok...








poniedziałek, 2 lutego 2015

ROZDZIAŁ I – Patrz przed siebie.



 Zapraszam do czytania! :)




Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Przejście do kolejnej klasy z najlepszym wynikiem, teraz ta wieść o wyjeździe. Chciałam się wybudzić z tego pięknego snu, lecz nie miałam jak, gdyż było to realne życie. Pobiegłam jak najszybciej potrafiłam do salonu, tata od razu się domyślił o co chodzi słysząc moje kroki i bez zastanowienia krzyknął:
- Tak, lecimy do Barcelony!
- Ale naprawdę?! - zapytałam
- Claudia, po co miałbym Cię okłamywać, przecież wszyscy dobrze wiemy, że było to Twoje marzenie. A teraz się spełni! - powiedział tak bardzo przekonywującym głosem, że już nie miałam powodów żeby mu nie wierzyć. Od razu go przytuliłam, myślę nawet, że zbyt mocno gdyż chciał żebym puściła, bo go uduszę.
 - Jesteś już spakowana? Mamy piętnaście minut do wyjazdu. - powiedział.
 - Oczywiście, że jestem! Mam wszystkie rzeczy które potrzebuję, a nawet wzięłam te niepotrzebne. W końcu przezorny, zawsze ubezpieczony! - odpowiedziałam z ogromną radością w głosie, rzeczywiście od dawna marzyłam o wakacjach w Barcelonie.
- Wrzuć torby do samochodu, David już to zrobił więc Ty też powinnaś.
- Z wielką przyjemnością. - odpowiedziałam. A Wy już swoje wsadziliście? Jak nie, to mogę pomóc, gdybym teraz usiadła chyba bym zwariowała!
- Chyba jesteś zadowolona z wyjazdu, świetnie!
- Dziękuję, za to. Kocham Was. – zaczęłam słodzić. – Dobra, a wracając do tematu, to gdzie są te torby?
- Jak jesteś taka chętna do pomocy to proszę, nasze walizki są przy drzwiach. - zaśmiał się.
- Już po nie idę. - powiedziałam również przez śmiech.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Idąc napotkałam się jeszcze na mojego brata.
- Najlepsze wakacje? - zapytał.
-Najlepsze!
Przybiliśmy żółwiki i dalej poszliśmy w swoje strony. Byłam naprawdę bardzo szczęśliwa.
Po paru godzinach dolecieliśmy na miejsce. Podróż minęła świetnie!
- Gdzie mamy hotel? - zapytałam.
- Tutaj, niedaleko. Będziesz miała wspaniały widok! Plaża, morze, rześkie powietrze, zapach słonej wody. Ahh, sama chciałabym mieć ten pokój, no ale czego się nie zrobi dla córki. - powiedziała moja mama.
- Będę Wam wdzięczna do końca życia! Mamo! Nie wiedziałam, że aż tyle zrobicie żeby mi się podobało. - ucałowałam wszystkich po kolei.
Po paru minutach jazdy znaleźliśmy się pod ogromnym budynkiem, nie śmiałam nawet pytać czy to tutaj. Byłam pewna, że nie. Nigdy nie było nas stać na taki pobyt.
To miejsce wyglądało  jak pałac, ogromny pałac.
 Znowu się myliłam.
 - No to wysiadamy, skarbie. - odezwał się tata.
- To tutaj? Ale, jak? Przecież.. -nie zdarzyłam dokończyć bo przerwał mi Dave.
- Ty się nie pytaj, jak i dlaczego, tylko wysiadaj i naciesz się tym miejscem! - powiedział oburzony. - My cię tutaj zabraliśmy, tak? Tak. A więc masz zakaz przejmowania się ile wydaliśmy , skąd w ogóle wzięliśmy tyle pieniędzy i czemu to robimy, jasne? Mam nadzieję, że się ogarniesz.
- No dobrze, jasne jasne.
Mama i David poszli do recepcji, ja zostałam przy samochodzie i zaczęłam wyciągać bagaże przy okazji rozmawiając z tatą.
 - To co dzisiaj robimy? - zapytałam i czekałam na odpowiedź.
- Dzisiaj zostajemy w hotelu, jutro pojedziemy do miasta.
Nie zdążyłam dowiedzieć się nic więcej, bo mama stała przy wejściu i machała żebyśmy przyszli. Wzięłam swoje torby oraz walizkę i wyruszyłam w stronę drzwi. Moim oczom ukazało się miejsce jak z bajki. Białe ściany, na nich piękne obrazy, wszędzie kolorowe kwiaty. O takim miejscu marzyłam.
- Gdzie mam pokój? - Chciałam jak najszybciej iść go zobaczyć.
- Na pierwszym piętrze. Numer 23. Bez zastanowienia zaczęłam wbiegać po schodach, nie zwróciłam nawet uwagi na windę, która była zaledwie dwa metry ode mnie. Czas był w tej chwili dla mnie bardzo cenny, a nie chciałam go tracić czekając aż przyjedzie na dół.
W pewnym momencie się odwróciłam, aby zobaczyć gdzie idzie moja rodzina. Byli zaledwie jakieś 10 metrów ode mnie.
Nagle poczułam jak strasznie rozbolała mnie głowa..
Leżałam na schodach nieruchomo przez jakieś kilka sekund, z resztą nie tylko ja. Zaraz obok siedział wysoki chłopak, on również trzymał się za głowę. To pewnie z nim jakimś cudem się zderzyłam.
Ale ze mnie ofiara! Starałam się podnieść, lecz nie miałam siły.
Dylan, bo tak miał na imię nieszczęśnik którego potrąciłam, pomógł mi wstać. Rodzice nawet nie interweniowali. Byli zaskoczeni, można było to ujrzeć po minach na ich twarzach. Chciałam krzyknąć, żeby zobaczyli co się ze mną dzieje, i czy nic mi nie jest, ale w tym momencie odezwał się on.
- No i jak piękna, tak się rozmarzyłaś że mnie nie widziałaś? - zapytał.
Przez głowę przelatywało mi tysiąc myśli na sekundę. Był nieziemsko przystojny. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego chłopaka, a mam siedemnaście lat, w sumie za pół roku kończę osiemnaście. Te jego błyszczące brązowe oczy, albo ten słodki niewinny uśmiech. Dobra koniec, dziewczyno potrąciłaś go, pomyśl co możesz teraz zrobić.
Przeproś!
- Claudia jestem. Tak przepraszam, zamyśliłam się. Nic Ci nie jest? - zapytałam lekko zdenerwowana.
- Cześć Claudia, jestem Dylan ale to już pewnie wiesz. Nie, nic mi nie jest, to chyba z Tobą jest nawet trochę gorzej. Zanieść Cię do pokoju? Bo widzę, że masz klucz. - uśmiechnął się.
Nagle zaczęłam się zastanawiać, skąd niby wiedziałam, jak on ma na imię. Może go już kiedyś spotkałam?
Nie, to niemożliwe. Będę się trzymać wersji, że po prostu już się wcześniej przedstawił, a ja tego nie pamiętam.
- Nie chcę Cię wykorzystywać, już i tak pewnie zostałeś przeze mnie nieźle poturbowany.
Chłopak nawet nie czekał aż skończę mówić, bez wahania wziął mnie na ręce i zaniósł do apartamentu. Przyznam szczerze, spodobało mi się to. Był bardzo silny, czułam się przy Nim inaczej, dużo inaczej.
Czułam się przy Nim bezpieczna.
- No proszę, jesteśmy na miejscu - powiedział.
Nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy.
- O boże, jak tu ładnie! - zachwycałam się.
- Jesteś tutaj pierwszy raz? - zapytał.
Pokiwałam jedynie głową, nie chciałam powiedzieć czegoś niestosownego, co w tej chwili było by bardzo prawdopodobne.
- Nie pomyślałem. Przecież na dole leżą Twoje walizki, pójdę po nie. Czekaj tutaj, dopóki nie wrócę. –    oznajmił i już chciał wychodzić z pokoju.
 W ostatniej chwili udało mi się go zawołać.
- Dylan, zaczekaj chwilę. Nie wychodź jeszcze. – prosiłam.
- Coś się stało? Mów śmiało, myślę że zrozumiem. – spojrzał się opiekuńczo.
- Dlaczego powiedziałeś wtedy na schodach.. – zaczęłam.
- Co powiedziałem? Przypomnij mi, mam dość krótką pamięć. – zaśmiał się.
- Dlaczego powiedziałeś, że powinnam Cię już znać? Przecież nigdy się nie spotkaliśmy. – powiedziałam niepewnie.
Nie wiedziałam, jak zareaguje.
- Naprawdę mnie nie znasz, albo chociaż nie kojarzysz? Hm, trochę to dziwne, ponieważ każda dziewczyna którą spotkałem wiedziała kim jestem. – powiedział jeszcze bardziej mnie denerwując.
- Więc jestem inna? Serio, nie wiem kim jesteś. To coś złego? – zarumieniłam się.
- Nie. Nie, skądże. Jestem Dylan O’Brien. Aktor. Teen Wolf, The Maze Runner. Kojarzysz coś? –próbował wyjaśnić coś o sobie, chociaż ja nadal naprawdę nic nie rozumiałam.
- No to panie Dylanie, coś słaby z Ciebie ten aktor, bo ja Cię naprawdę nie kojarzę. – próbowałam opanować śmiech, lecz słabo mi to wychodziło.
- W sumie to lepiej, nie biegasz za mną i nie prosisz o autograf, to takie… miłe!
- W takim razie bardzo się cieszę z tego powodu, ale czy nie miałeś iść przypadkiem po walizki? No bo wiesz, jak ja jestem taka miła, to Ty również powinieneś. – uśmiechnęłam się tak, że było widać moje białe zęby.
- Przed chwilą jeszcze mnie wołałaś żebym został! Tak się będziemy teraz bawić? No dobra! – odwzajemnił uśmiech, było to strasznie urocze.
- Oj idź już, bo mnie jeszcze znowu głowa rozboli! – zaczęłam się z Nim droczyć.
- Tak tylko przypomnę, że to nie ja chciałem żebyś na mnie wpadła! – puścił mi oczko, i poszedł.
Co ja zrobiłam przez te kilka godzin…
Ledwo co przyjechaliśmy, a już mam rozbitą głowę, poznałam aktora, o którym istnieniu w ogóle nie miałam pojęcia, zszokowałam rodziców, przy czym nie wiem gdzie teraz są, zgubiłam walizki. Właśnie! Walizki! Trzeba po nie iść, przecież chyba nie chcę przez miesiąc dysponować czarnymi szortami, białą luźną koszulką, trampkami i okularami przeciwsłonecznymi.
Już chciałam wyjść z pokoju, gdy nagle za drzwiami usłyszałam huk. Pomyślałam, że  pewnie rodzice przyszli zobaczyć co się ze mną dzieje, ale tym razem to nie byli oni.
Za drzwiami zobaczyłam moje dwie torby i walizkę, na której leżała malutka karteczka. Było w niej napisane:
‘’Przyjdę jutro zobaczyć jak z Twoją głową. Oby wszystko było w porządku. Buziak,      Dylan :*’’
Czy chciałam żeby przychodził? Lubiłam Jego towarzystwo, ale bez przesady. Znamy się pół godziny, a on jest już taki troskliwy? Lepiej niech się nie spieszy, nie może liczyć na wiele. Nie jeżeli chodzi o mnie..
Jak powinnam rozumieć ten wypadek? No to chyba oczywiste że wydarzył się z mojego powodu, bynajmniej z mojej winy. Mogłam się nie oglądać za rodziną, która i tak szła za mną, wtedy przynajmniej wszystko było by dobrze z Nim, i ze mną. W zasadzie z naszymi głowami.
A może to był jakiś znak. Może…
Mam tego dość, pójdę się położyć. Koniec na dziś jeżeli chodzi o ten temat.
Ubrałam piżamę, która znajdowała się w jednej z większych toreb, wyjęłam mój ciepły jasnoniebieski koc i położyłam się na łóżku. Nie było takie ogromne jak te, które mam w domu, w Londynie, za to cholernie wygodne.
Śnił mi się bardzo dziwny sen, jeżeli nie można tego nazwać koszmarem…
‘’Umówiłam się z Dylanem. Poszliśmy na plażę. Była naprawdę blisko hotelu. Szliśmy brzegiem morza, trzymaliśmy się za ręce. Było idealnie, miałam przy sobie kogoś kto mnie ochroni, nie bałam się niczego. W pewnym momencie wbiegliśmy do wody. Stanęliśmy daleko od brzegu. Ogromna fala zalała mi głowę. Przewróciłam się. Zaczęłam się topić. Nikt nie umiał mnie uratować.’’
I wtedy się obudziłam, byłam wystraszona. Podbiegłam do okna, można było zauważyć tylko jasny księżyc, nic więcej. Sprawdziłam czy z plażą wszystko porządku, czy nie ma tam kogoś kto.. nie! Nie ma mowy! Nic mi się nie stało, jestem na wakacjach, wszystko będzie dobrze. I koniec!
Zarzuciłam koc na plecy i szybkim krokiem poszłam pod pokój z numerem 24. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że muszę wejść i porozmawiać z osobą która się tam znajduje, jeżeli w ogóle ktoś tam by się znajdował.
Był to pokój aktora, którego poznałam przez zderzenie. Na moje szczęście jeszcze nie spał, choć było bardzo późno.
Siedział na łóżku w samych dresach, na szafce miał zapaloną małą czerwoną lampkę, która dawała dość sporo światła jak na swoją wielkość. Gdy mnie ujrzał, wstał jak oparzony. Mogłam patrzeć na Jego umięśnione ciało, wyglądał jeszcze lepiej niż kilka godzin temu, kiedy zaniósł mnie do góry.
- Przepraszam, widzę że Ci przeszkadzam. Przyjdę kiedy indziej. – chciałam zawrócić, choć byłam strasznie niepewna tego co robię.
- Nie, zostań. Nie przeszkadzasz, po prostu się zamyśliłem. – powiedział.
- O czym myślałeś? – zaciekawiłam się.
- Raczej o kim. O pewnej dziewczynie. Nie wnikaj na razie w szczegóły, proszę.
- No dobrze, nie będę Cię męczyć, nie mam nawet siły. Jestem wykończona.
- Nie spałaś? – zmartwił się.
- Próbowałam usnąć, i nawet się udało. Miałam koszmar… - byłam zdenerwowana, cała się trzęsłam. – Ale jest już lepiej. – powiedziałam. – Nie zawracaj sobie mną głowy, widzę że masz swoje problemy.
-Oj nie pleć głupot. Moje problemy nie są aż tak ważne, serio. Chodź tutaj, przecież widzę że jesteś wystraszona. – zawołał mnie do siebie.
Przez chwilę się zawahałam, ale rzeczywiście, bałam się. Podeszłam bliżej. Dylan objął mnie tak mocno jak tylko potrafił, był taki gorący. Znowu miałam wrażenie że nikt mnie nie skrzywdzi. Było to dziwne, przecież nie znaliśmy się długo. Pozwolił mi zostać u Niego w pokoju, w końcu to tylko kilka metrów od mojego, a lepiej żebym została tutaj, niż co chwilę przybiegała z powrotem.
Rozmawialiśmy jakąś godzinę, nigdy nie czułam się tak dobrze w czyimś towarzystwie. Opowiadałam mu rzeczy o których nikt nie wiedział, dosłownie nikt.
Tylko ja.
Próbowałam się jeszcze położyć, może tym razem nie obudzę się z krzykiem.
Zasnęłam w Jego objęciach…



Komentujesz=Motywujesz ♥

sobota, 10 stycznia 2015

Prolog.

 Serdecznie witam wszystkich na blogu mojego autorstwa. Jak już pewnie zauważyliście, będzie to opowiadanie- fan fiction o Dylanie O'Brien. Liczę na aktywność z Waszej strony, jakieś komentarze, rady, uwagi, po prostu wyrażenie swojej opinii na temat tego, co piszę. Jeżeli nie będzie osób, które się tym zainteresują, zakończę moją działalność podejrzewam, że na kilku rozdziałach. W miarę możliwości prosiłabym o rozesłanie linka do opowiadania. 
Miłego czytania! :)






 Dzisiaj piątek, ostatni dzień męczarni w szkole, już za kilka godzin wszystko zacznie się zmieniać. No, miejmy nadzieję że na lepsze. Z ogromną ledwością wyczołguję się z mojego dużego łóżka, tak prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego jest takie ogromne. Nigdy nie miałam problemu z miejscem do spania, czasem wystarczyłby mi mały fotel, ale jak zwykle, moi rodzice się uparli. Co do wystroju mojego pokoju, czy domu nie mam nigdy nic do powiedzenia, już się do tego przyzwyczaiłam. Szybko wkładam moje ciepłe, białe kapcie oraz szlafrok i wychodzę z pokoju, w końcu jest już 8:00, a o 9:00 mam się pojawić w szkole. Powolnym krokiem wędruję do kuchni, gdzie od razu zauważam mojego tatę szykującego śniadanie. Strasznie przejmuje się moim odżywianiem, z resztą chyba bardziej niż ja sama. Zasiadam na krześle przy blacie, i bez większego wahania zaczynam rozmowę:
 - Jak się dzisiaj czujesz, tato? David już wstał? – zapytałam.
Nie musiałam długo wyczekiwać na odpowiedź, ponieważ do salonu od razu wparował mój brat i zaczął opowiadać coś o swoim zapewne bardzo ciekawym śnie. Nie miałam ochoty go słuchać, więc wyszłam zostawiając tatę na pastwę losu. Podejrzewam, że on również nie chciał dowiadywać się o kolejnym ataku kosmitów na Ziemię, czy wojnie z robotami. Jest on dość dziecinny jak na 18 latka, bądź jak kto woli, ma zbyt wybujałą wyobraźnię. 
Wróciłam do mojej sypialni i zaczęłam przeglądać szafę, w końcu trzeba w czym iść na zakończenie roku szkolnego. Wyrzuciłam na łóżko dwie najładniejsze sukienki jakie znalazłam, białą koszulę i czarną spódniczkę przed kolano. Przez chwilę myślałam co założyć, lecz po namyśle wybrałam sukienkę. Nie była ona jakaś wyrafinowana, prosty krój, rękaw do łokcia. Wyglądałam w niej całkiem ładnie, a nie zdarza mi się często tak stwierdzać. Założyłam zwykłe, czarne balerinki, upięłam włosy w luźny kok i ruszyłam do salonu. W sumie bardzo się zdziwiłam widząc Dave'a odświętnie ubranego, był to dość rzadki widok jak na mojego brata. Po 5 minutach wyjechaliśmy razem z mamą do szkoły, droga nie zajęła nam dużo czasu, gdyż mieszkaliśmy w samym środku wielkiego miasta, jakim był Londyn. Spędziliśmy tam zaledwie półtorej godziny,i po tym czasie oficjalnie mogę stwierdzić iż rozpoczęły się dla mnie wakacje. Od teraz zacznę zadawać sobie pytania: Jak będą one wyglądać?, Gdzie pojedziemy?, Jakie ciekawe osoby poznam?, Co ciekawego zobaczę?. Jestem bardzo bystrą i spostrzegawczą dziewczyną, zawsze chociaż się domyślałam do jakiego miejsca zabiorą mnie rodzice, lecz nie tym razem. Teraz nie wiem, gdzie się udam. Będzie to dla mnie pewnie wielka niespodzianka. 
Musiałam wrócić do domu busem, gdyż moja mama miała jeszcze kilka spraw do załatwienia. Za cholerę nie chciała powiedzieć gdzie jedzie, i po co. Mogłam tylko podejrzewać, że jest to związane właśnie z naszym wakacyjnym wyjazdem. I wcale się nie myliłam. Gdy tylko wróciłam zastałam całą rodzinkę pakującą walizki. Widząc tempo z jakim to robią, wiedziałam że wyjeżdżamy za jakieś kilka godzin, maksymalnie jutro rano. Chciałam zapytać, dlaczego się tak spieszą, lecz mój kochany braciszek chwycił mnie mocno za rękę, czego wcale się nie spodziewałam i ledwo co utrzymałam równowagę, inaczej bym się po prostu wywróciła. Zaciągnął mnie do mojego pokoju. Tak, mojego. Wlecieliśmy tam jak burza. Najciekawsze było to, że zastałam na podłodze dwie duże torby podróżne i małą walizkę, w którą zapewne miałam wrzucić moje najpotrzebniejsze rzeczy. David widząc moją zmieszaną minę, wykrzyknął: - Siostra, masz dwie godziny na spakowanie się! O 16 mamy samolot, a jeżeli myślisz, że powiem Ci teraz gdzie lecimy, to się grubo mylisz! Dowiesz się na lotnisku. Tylko pamiętaj, dwie godziny i ani minuty dłużej, nikt nie będzie czekał! – Powiedział, po czym uradowany pobiegł do siebie. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale nie mogłabym liczyć na jakąkolwiek podpowiedź. Jak on się zaprze, to dowiem się dopiero wtedy, kiedy będzie potrzeba. Ma bardzo ciężki charakter, chyba po mamie. 
Zaśmiałam się cicho, po czym rozpoczęłam przekładanie ubrań. Nigdy tego nie lubiłam. Po jakiejś godzinie przyszedł znowu, tym razem trochę mnie zszokował, gdyż miał zamiar dać mi podpowiedź co do miejsca w którym spędzę najbliższy miesiąc swojego życia. Mam ogromną nadzieję, że się domyślę. Koniec błagania o powiedzenie.
- No i co, dowiem się w końcu czegoś konkretnego? – zapytałam lekko zmieszana. 
- Nie wiem, czy to będzie taki konkret o jakim myślisz, ale po uzgodnieniu z tatą mam możliwość dania Ci tylko jednej wskazówki. Chcesz ją usłyszeć? – powiedział. 
- Dave! Sam dobrze wiesz, że nic bardziej mnie nie ciekawi, niż wiadomość o tym. – powiedziałam tak głośno, że słyszała to nawet moja przyjaciółka, która właśnie przyszła się ze mną pożegnać. – Natalie! Jak dobrze, że przyszłaś. Może Ty chociaż mi trochę zdradzisz na temat wyjazdu, na pewno coś wiesz! – powiedziałam, po czym odezwał się mój brat. 
- To jak, mam mówić? – zapytał. – Bo wiesz, nie chcę Ci przeszkadzać, a widzę że chyba jesteś zajęta.
- No jasne, mów i to już! – odkrzyknęłam z zachwytem. 
- A więc. Będzie to miejsce do którego już bardzo długo chciałaś pojechać. Skojarz fakty, adiós! – powiedział, po czym wyszedł. 
- Skojarz fakty? Natalie, o co chodzi? Proszę, powiedz mi. – błagałam przyjaciółkę.
Nie zdradziła nic. Posiedziałyśmy jeszcze chwilę, po czym niestety Nat musiała już iść. 
- Będziesz się świetnie bawić, mogę Ci to jedynie zapewnić. Cześć, napisz jak dojedziecie. A! I rób dużo zdjęć! Do takich wspomnień polubisz wracać! 
Usiadłam na parapecie, i myślałam. Do jakiego miejsca chciałam się już od dawna wybrać? Dawaj Claudia, myśl. Skojarz fakty.. ADIÓS! 
Nagle w mojej głowie zapaliła się lampka. 
Jadę do Barcelony..