Nie było mnie tu od bardzo dawna, ale zauważyłam, że w zapasie mam jeszcze jeden rozdział. Co prawda krótki, no ale zawsze coś nowego się pojawi.
Podrzucam Wam go więc, i mam nadzieję że znowu najdzie mnie ochota na pisanie, bo w ostatnim czasie tego mi brakowało. ♥
Miłego czytania!
Obudziłam się w tym samym miejscu w którym zasnęłam. Dylan siedział obok
mnie na krześle, najwidoczniej czekał aż wstanę. Nie wiem która była godzina,
na pewno coś koło dwunastej, bo słońce świeciło bardzo mocno. Lekko
przeciągnęłam się na łóżku. O'Brien musiał to zauważyć, bo od razu podniósł
głowę. Nadal był w samych dresach. Po Jego minie mogłam zauważyć, że coś się
stało. Jednak nie zdążyłam nawet zacząć rozmowy. On sam to zrobił.
- Cześć piękna, wyspałaś się? - zapytał. Nagle na Jego twarzy pojawił
się piękny uśmiech. Wyglądało to tak, jakby chciał coś przede mną ukryć.
- Wyspałam. Która jest godzina?
- Po trzynastej. Twoi rodzice Cię
szukali. Powiedziałem im, że jesteś u mnie. - Co chcieli? - byłam mocno
zdziwiona.
- Pojechali na miasto, chcieli wziąć Cię ze sobą. Że co proszę? Co się
tutaj dzieje. - Czemu mnie w takim razie nie obudziłeś?! - zaczęłam na Niego
krzyczeć, choć w tym momencie zapewne mało by to zmieniło. Kiedy zobaczyłam jak
zareagował, natychmiast go przeprosiłam. W sumie to nie była Jego wina. Nie
chciał mnie budzić. Martwił się. Tylko ciekawe dlaczego.
- Powiedziałem im, że pójdziesz ze mną. Jestem tutaj już tydzień, więc
trochę wiem o tym mieście. Poza tym tak słodko spałaś. Nie złość się. Naprawdę
nie chciałem żebyś się denerwowała. Po prostu no... Myślałem, że spędzisz ten
dzień w moim towarzystwie. Ale skoro nie jesteś zadowolona, to nawet w tym
momencie mogę zadzwonić do Twoich rodziców, żeby wrócili po ich piękną córkę. -
puścił mi oczko.
- Dylan. Przestań. Kurczę. - na
mojej twarzy pojawiły się ogromne rumieńce. Z Jego twarzy można było wyczytać
rozbawienie, za to mnie wcale nie było aż tak do śmiechu.
- Co mam przestać? - zapytał. - Eh, no dobrze. Nie było tematu, ale nie
mów tak do mnie więcej. Dziwnie się czuję z tym faktem... A wracając do
wycieczki. W takim razie kiedy idziemy? - Byłam gotowa wyjść w ciągu dwudziestu
minut.
- Wyrobisz się w pół godziny? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Wystarczy mi nawet o dziesięć minut mniej, no ale skoro chcesz
trzydzieści, to spokojnie. Na pewno się wyrobię. - uśmiechnęłam się. - Przyjdź
po mnie, będę czekać u siebie w pokoju. Miałam już wychodzić, gdy nagle
usłyszałam za sobą głos. Tak. Ten Jego cholernie słodki głos.
- Mała. Jak dzisiaj w nocy też nawiedzą Cię koszmary, to podejdź. Z miłą
chęcią znowu Cię przytulę. - puścił mi oczko. Krzyczał coś jeszcze, ale w tym
momencie zamknęłam drzwi.
Byłam pozytywnie zaskoczona.
Chciał żebym przyszła. Chyba coś.. nie! Co ja sobie myślę. Nie teraz.
Nikogo przecież nie szukam.
Pobiegłam szybciutko do siebie i rozpoczęłam przygotowania.
Wyjęłam z torby dżinsowe szorty i niebieski crop-top z napisem 'Forever
young' na tle chmur. Idealnie nadawał się do trampek w których przyjechałam.
Nie miałam nawet ochoty brać innej pary. W sumie dopiero teraz zauważyłam, że
wszystkie rzeczy nadal leżą w walizkach.
Kurczę!
Można powiedzieć, że to jest przez Niego! Przecież gdyby nie ten
wypadek, to wszystko miała bym już ułożone.
Zaczęłam się chichrać sama do siebie.
Po założeniu ubrań postanowiłam pójść ogarnąć włosy i twarz, raczej w
takim stanie nie wyszłabym na miasto. Było gorąco, więc miałam w zamiarze upiąć
włosy.
Zrobiłam kłosa i zaczęłam przeszukiwać kosmetyczkę.
Nie chciałam jakoś bardzo się malować. Po prostu trzeba było zakryć
cienie pod oczami, bo wyglądały naprawdę źle. Lekko poprawiłam rzęsy moim
ulubionym tuszem, to na tyle. W sumie jestem już gotowa do wyjścia, a zostało
jeszcze dziesięć minut.
Przez chwilę zastanawiałam się jak wykorzystać ten czas, ale nagle do
pokoju wparował on.
- Jak mogłabyś zauważyć jestem już cały wyszykowany. A jak z Tobą? -
zapytał.
- Chyba widzisz. - uśmiechnęłam się do niego. - No chodź już! Chyba nie będziemy
tu cały czas siedzieć. - zaproponowałam.
- Z Tobą nawet tutaj było by ciekawie. - powiedział. - Ale skoro chcesz
wyjść.
Próbował chwycić mnie za rękę. Nie wiedziałam jak reagować więc
instynktownie się wyrwałam. Dopiero po chwili zaczęłam żałować tej decyzji.
- Przepraszam. - powiedziałam. - Może jednak ja zostanę.
- Co to, to nie. Idziesz ze mną i koniec! Chyba nie chcesz żebym się
obraził? - zapytał.
Oczywiście, że nie chciałam. W tym momencie był najbliższą mi osobą.
Przecież rodzice pojechali na miasto. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej,
chwyciłam torebkę i już chciałam wychodzić. Bez zastanowienia chłopak chwycił
mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi prosto w oczy i szepnął.
- Wiesz, że teraz się od mnie nie uwolnisz? Nie puszczę Cię.
Mocno się do Niego przytuliłam. Pachniał pięknymi perfumami, miałam
ochotę stać tak wieczność. Gdy w końcu się wyrwałam, wziął mnie pod ramię i
pocałował w czoło. Wyszliśmy z apartamentu. Chciałam ruszyć w stronę windy, ale
Dylan pociągnął mnie na schody. Nie wiedziałam dlaczego, jednak byłam mile
zaskoczona.
- Od dzisiaj zawsze będziemy chodzić przez te schody. To przez nie się
poznaliśmy. - zaśmiał się, ale przytulił mnie do siebie jeszcze bardziej niż
wcześniej.
Nic nie mówiłam, tylko się uśmiechnęłam. Chyba zaczęło mi na Nim trochę
zależeć. Chyba zaczęłam się zakochiwać...
Barcelona jest pięknym miastem, a w dodatku mając Dylana jako
przewodnika.. Ahh! To już w ogóle jest siódme niebo! Był taki kochany. Co
chwilę pytał się czy mam może ochotę gdzieś usiąść, zatrzymać się na chwilę. W
pewnym sensie miał po co się martwić, w końcu chodziliśmy już jakieś półtorej
godziny. Po ciągłym wysłuchiwaniu obaw chłopaka, ustąpiłam. Pobiegliśmy w
stronę dużej ławki. Akurat tak się złożyło, że stała ona obok dwóch kwiaciarni.
Były w nich naprawdę przepiękne kwiaty.
- Jak Ci się podoba? - usłyszałam głos chłopaka
- Jest wspaniale. - odpowiedziałam. Dylan pewnie zauważył że mój wzrok
ciągle kieruje się w stronę sklepu z kwiatami.
- Lubisz je, prawda? - zapytał gdy mój wzrok zatrzymał się na białych
różach. Rzeczywiście, były śliczne. Nie musiałam długo czekać na Jego reakcję.
Natychmiast się podniósł i ruszył w stronę wazonu. Wyjął trzy i zapłacił. Nie
wiem ile, ale na pewno jakieś najtańsze one nie były. Poczułam dziwne ukłucie w
brzuchu. Dylan bez wahania podszedł i wręczył mi prezent. Nie wiedziałam nawet
jak reagować. Po prostu byłam zaskoczona.
- Dziękuję, to bardzo miłe z Twojej strony. - Uśmiechnęłam się tak
uroczo, jak tylko potrafiłam.
- Nie ma problemu. Piękne kwiaty dla ślicznej dziewczyny. - puścił mi
oczko.
O cholera. Rumienię się.
- Ale kurczę. Dobrze wiesz, że nie musisz mi nic kupować. Nie chcę Cię
wykorzystywać.
- Oj Claudia, jakimi błahostkami Ty się przejmujesz. Chodź, możemy
jeszcze zerknąć do kilku sklepów. No, jeżeli oczywiście chcesz bo przecież nie
będę Cię do niczego zmuszał. - powiedział.
- No cóż, jeszcze nie nabrałam sił wystarczająco dużo sił. Będziesz mnie
musiał w takim razie nieść.
Chłopak bez większego namysłu przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął
iść. Krzyczałam żeby puścił ale on chyba nie brał tego na poważnie.
Ah ten O'Brien! Zawsze musi
postawić na swoim. W sumie nawet mi się to podobało. Był taki silny. Postawił
mnie dopiero przed sklepem. Szczerze mówiąc to przecierałam oczy ze zdumienia
widząc napis CHANEL.
Tego już zbyt wiele. Co ten dupek znowu wymyślił?
- Co ty robisz?! Dlaczego mnie tu przyniosłeś? - Powiedziałam to tak
jakbym chciała go zabić.
Dziewczyno, uspokój się przecież nic złego na razie nie zrobił..
Następnym razem pomyśl zanim zaczniesz krzyczeć!
- Spokojnie spokojnie. Chciałem kupić Ci jakiś prezent, no ale nie znamy
się zbyt długo więc pewnie okazałby się nie wypałem. Zacząłem analizować pewne
rzeczy i pomyślałem, że jeżeli ja sam nic nie wybiorę to Ty mi w tym pomożesz.
Mam rację? - zapytał.
Hola hola. Co Ty sobie myślisz. No oczywiście że nie masz racji! Za
żadne skarby świata nie wejdę do tego miejsca. Dylan za kogo Ty mnie masz? Nie
ma mowy!
- Nie. Nie pomogę. Nie kupuj nic.
- Dlaczego? Jeżeli nie wejdziesz ze mną, zrobię to sam. Wtedy wybiorę
według mojego uznania. Claudia, proszę.
- Dyl nie. To ja Ciebie proszę. Nie kupuj mi nic! - wykrzyczałam.
Może na zewnątrz nie było tego aż tak widać, ale moja wewnętrzna część
miała ochotę się rozpłakać.
- Mam nadzieję, że nie wybiorę aż tak źle. - Powiedział, po czym ruszył
w stronę drzwi.
- W takim razie cześć. - Powiedziałam przez łzy. Nie zastanawiałam się
ani chwili dłużej. Natychmiast zaczęłam biec.
- Claudia! Co Ty robisz? Zostań. - Pobiegł za mną, lecz nie miał
najmniejszych szans na dogonienie mnie. Byłam naprawdę bardzo szybka, więc
nawet jeśli ruszył by za mną nie mógłby mnie złapać. Równo o 16:30 wparowałam
do hotelu. Nie zwracałam uwagi na osoby obok, byłam zbyt zdenerwowana, czy
nawet zdołowana. Sama nie wiem jak to określić. Nawet specjalnie wjechałam na
górę windą.
Gdy wbiegłam do pokoju przeżyłam szok...