poniedziałek, 2 lutego 2015

ROZDZIAŁ I – Patrz przed siebie.



 Zapraszam do czytania! :)




Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Przejście do kolejnej klasy z najlepszym wynikiem, teraz ta wieść o wyjeździe. Chciałam się wybudzić z tego pięknego snu, lecz nie miałam jak, gdyż było to realne życie. Pobiegłam jak najszybciej potrafiłam do salonu, tata od razu się domyślił o co chodzi słysząc moje kroki i bez zastanowienia krzyknął:
- Tak, lecimy do Barcelony!
- Ale naprawdę?! - zapytałam
- Claudia, po co miałbym Cię okłamywać, przecież wszyscy dobrze wiemy, że było to Twoje marzenie. A teraz się spełni! - powiedział tak bardzo przekonywującym głosem, że już nie miałam powodów żeby mu nie wierzyć. Od razu go przytuliłam, myślę nawet, że zbyt mocno gdyż chciał żebym puściła, bo go uduszę.
 - Jesteś już spakowana? Mamy piętnaście minut do wyjazdu. - powiedział.
 - Oczywiście, że jestem! Mam wszystkie rzeczy które potrzebuję, a nawet wzięłam te niepotrzebne. W końcu przezorny, zawsze ubezpieczony! - odpowiedziałam z ogromną radością w głosie, rzeczywiście od dawna marzyłam o wakacjach w Barcelonie.
- Wrzuć torby do samochodu, David już to zrobił więc Ty też powinnaś.
- Z wielką przyjemnością. - odpowiedziałam. A Wy już swoje wsadziliście? Jak nie, to mogę pomóc, gdybym teraz usiadła chyba bym zwariowała!
- Chyba jesteś zadowolona z wyjazdu, świetnie!
- Dziękuję, za to. Kocham Was. – zaczęłam słodzić. – Dobra, a wracając do tematu, to gdzie są te torby?
- Jak jesteś taka chętna do pomocy to proszę, nasze walizki są przy drzwiach. - zaśmiał się.
- Już po nie idę. - powiedziałam również przez śmiech.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Idąc napotkałam się jeszcze na mojego brata.
- Najlepsze wakacje? - zapytał.
-Najlepsze!
Przybiliśmy żółwiki i dalej poszliśmy w swoje strony. Byłam naprawdę bardzo szczęśliwa.
Po paru godzinach dolecieliśmy na miejsce. Podróż minęła świetnie!
- Gdzie mamy hotel? - zapytałam.
- Tutaj, niedaleko. Będziesz miała wspaniały widok! Plaża, morze, rześkie powietrze, zapach słonej wody. Ahh, sama chciałabym mieć ten pokój, no ale czego się nie zrobi dla córki. - powiedziała moja mama.
- Będę Wam wdzięczna do końca życia! Mamo! Nie wiedziałam, że aż tyle zrobicie żeby mi się podobało. - ucałowałam wszystkich po kolei.
Po paru minutach jazdy znaleźliśmy się pod ogromnym budynkiem, nie śmiałam nawet pytać czy to tutaj. Byłam pewna, że nie. Nigdy nie było nas stać na taki pobyt.
To miejsce wyglądało  jak pałac, ogromny pałac.
 Znowu się myliłam.
 - No to wysiadamy, skarbie. - odezwał się tata.
- To tutaj? Ale, jak? Przecież.. -nie zdarzyłam dokończyć bo przerwał mi Dave.
- Ty się nie pytaj, jak i dlaczego, tylko wysiadaj i naciesz się tym miejscem! - powiedział oburzony. - My cię tutaj zabraliśmy, tak? Tak. A więc masz zakaz przejmowania się ile wydaliśmy , skąd w ogóle wzięliśmy tyle pieniędzy i czemu to robimy, jasne? Mam nadzieję, że się ogarniesz.
- No dobrze, jasne jasne.
Mama i David poszli do recepcji, ja zostałam przy samochodzie i zaczęłam wyciągać bagaże przy okazji rozmawiając z tatą.
 - To co dzisiaj robimy? - zapytałam i czekałam na odpowiedź.
- Dzisiaj zostajemy w hotelu, jutro pojedziemy do miasta.
Nie zdążyłam dowiedzieć się nic więcej, bo mama stała przy wejściu i machała żebyśmy przyszli. Wzięłam swoje torby oraz walizkę i wyruszyłam w stronę drzwi. Moim oczom ukazało się miejsce jak z bajki. Białe ściany, na nich piękne obrazy, wszędzie kolorowe kwiaty. O takim miejscu marzyłam.
- Gdzie mam pokój? - Chciałam jak najszybciej iść go zobaczyć.
- Na pierwszym piętrze. Numer 23. Bez zastanowienia zaczęłam wbiegać po schodach, nie zwróciłam nawet uwagi na windę, która była zaledwie dwa metry ode mnie. Czas był w tej chwili dla mnie bardzo cenny, a nie chciałam go tracić czekając aż przyjedzie na dół.
W pewnym momencie się odwróciłam, aby zobaczyć gdzie idzie moja rodzina. Byli zaledwie jakieś 10 metrów ode mnie.
Nagle poczułam jak strasznie rozbolała mnie głowa..
Leżałam na schodach nieruchomo przez jakieś kilka sekund, z resztą nie tylko ja. Zaraz obok siedział wysoki chłopak, on również trzymał się za głowę. To pewnie z nim jakimś cudem się zderzyłam.
Ale ze mnie ofiara! Starałam się podnieść, lecz nie miałam siły.
Dylan, bo tak miał na imię nieszczęśnik którego potrąciłam, pomógł mi wstać. Rodzice nawet nie interweniowali. Byli zaskoczeni, można było to ujrzeć po minach na ich twarzach. Chciałam krzyknąć, żeby zobaczyli co się ze mną dzieje, i czy nic mi nie jest, ale w tym momencie odezwał się on.
- No i jak piękna, tak się rozmarzyłaś że mnie nie widziałaś? - zapytał.
Przez głowę przelatywało mi tysiąc myśli na sekundę. Był nieziemsko przystojny. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego chłopaka, a mam siedemnaście lat, w sumie za pół roku kończę osiemnaście. Te jego błyszczące brązowe oczy, albo ten słodki niewinny uśmiech. Dobra koniec, dziewczyno potrąciłaś go, pomyśl co możesz teraz zrobić.
Przeproś!
- Claudia jestem. Tak przepraszam, zamyśliłam się. Nic Ci nie jest? - zapytałam lekko zdenerwowana.
- Cześć Claudia, jestem Dylan ale to już pewnie wiesz. Nie, nic mi nie jest, to chyba z Tobą jest nawet trochę gorzej. Zanieść Cię do pokoju? Bo widzę, że masz klucz. - uśmiechnął się.
Nagle zaczęłam się zastanawiać, skąd niby wiedziałam, jak on ma na imię. Może go już kiedyś spotkałam?
Nie, to niemożliwe. Będę się trzymać wersji, że po prostu już się wcześniej przedstawił, a ja tego nie pamiętam.
- Nie chcę Cię wykorzystywać, już i tak pewnie zostałeś przeze mnie nieźle poturbowany.
Chłopak nawet nie czekał aż skończę mówić, bez wahania wziął mnie na ręce i zaniósł do apartamentu. Przyznam szczerze, spodobało mi się to. Był bardzo silny, czułam się przy Nim inaczej, dużo inaczej.
Czułam się przy Nim bezpieczna.
- No proszę, jesteśmy na miejscu - powiedział.
Nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy.
- O boże, jak tu ładnie! - zachwycałam się.
- Jesteś tutaj pierwszy raz? - zapytał.
Pokiwałam jedynie głową, nie chciałam powiedzieć czegoś niestosownego, co w tej chwili było by bardzo prawdopodobne.
- Nie pomyślałem. Przecież na dole leżą Twoje walizki, pójdę po nie. Czekaj tutaj, dopóki nie wrócę. –    oznajmił i już chciał wychodzić z pokoju.
 W ostatniej chwili udało mi się go zawołać.
- Dylan, zaczekaj chwilę. Nie wychodź jeszcze. – prosiłam.
- Coś się stało? Mów śmiało, myślę że zrozumiem. – spojrzał się opiekuńczo.
- Dlaczego powiedziałeś wtedy na schodach.. – zaczęłam.
- Co powiedziałem? Przypomnij mi, mam dość krótką pamięć. – zaśmiał się.
- Dlaczego powiedziałeś, że powinnam Cię już znać? Przecież nigdy się nie spotkaliśmy. – powiedziałam niepewnie.
Nie wiedziałam, jak zareaguje.
- Naprawdę mnie nie znasz, albo chociaż nie kojarzysz? Hm, trochę to dziwne, ponieważ każda dziewczyna którą spotkałem wiedziała kim jestem. – powiedział jeszcze bardziej mnie denerwując.
- Więc jestem inna? Serio, nie wiem kim jesteś. To coś złego? – zarumieniłam się.
- Nie. Nie, skądże. Jestem Dylan O’Brien. Aktor. Teen Wolf, The Maze Runner. Kojarzysz coś? –próbował wyjaśnić coś o sobie, chociaż ja nadal naprawdę nic nie rozumiałam.
- No to panie Dylanie, coś słaby z Ciebie ten aktor, bo ja Cię naprawdę nie kojarzę. – próbowałam opanować śmiech, lecz słabo mi to wychodziło.
- W sumie to lepiej, nie biegasz za mną i nie prosisz o autograf, to takie… miłe!
- W takim razie bardzo się cieszę z tego powodu, ale czy nie miałeś iść przypadkiem po walizki? No bo wiesz, jak ja jestem taka miła, to Ty również powinieneś. – uśmiechnęłam się tak, że było widać moje białe zęby.
- Przed chwilą jeszcze mnie wołałaś żebym został! Tak się będziemy teraz bawić? No dobra! – odwzajemnił uśmiech, było to strasznie urocze.
- Oj idź już, bo mnie jeszcze znowu głowa rozboli! – zaczęłam się z Nim droczyć.
- Tak tylko przypomnę, że to nie ja chciałem żebyś na mnie wpadła! – puścił mi oczko, i poszedł.
Co ja zrobiłam przez te kilka godzin…
Ledwo co przyjechaliśmy, a już mam rozbitą głowę, poznałam aktora, o którym istnieniu w ogóle nie miałam pojęcia, zszokowałam rodziców, przy czym nie wiem gdzie teraz są, zgubiłam walizki. Właśnie! Walizki! Trzeba po nie iść, przecież chyba nie chcę przez miesiąc dysponować czarnymi szortami, białą luźną koszulką, trampkami i okularami przeciwsłonecznymi.
Już chciałam wyjść z pokoju, gdy nagle za drzwiami usłyszałam huk. Pomyślałam, że  pewnie rodzice przyszli zobaczyć co się ze mną dzieje, ale tym razem to nie byli oni.
Za drzwiami zobaczyłam moje dwie torby i walizkę, na której leżała malutka karteczka. Było w niej napisane:
‘’Przyjdę jutro zobaczyć jak z Twoją głową. Oby wszystko było w porządku. Buziak,      Dylan :*’’
Czy chciałam żeby przychodził? Lubiłam Jego towarzystwo, ale bez przesady. Znamy się pół godziny, a on jest już taki troskliwy? Lepiej niech się nie spieszy, nie może liczyć na wiele. Nie jeżeli chodzi o mnie..
Jak powinnam rozumieć ten wypadek? No to chyba oczywiste że wydarzył się z mojego powodu, bynajmniej z mojej winy. Mogłam się nie oglądać za rodziną, która i tak szła za mną, wtedy przynajmniej wszystko było by dobrze z Nim, i ze mną. W zasadzie z naszymi głowami.
A może to był jakiś znak. Może…
Mam tego dość, pójdę się położyć. Koniec na dziś jeżeli chodzi o ten temat.
Ubrałam piżamę, która znajdowała się w jednej z większych toreb, wyjęłam mój ciepły jasnoniebieski koc i położyłam się na łóżku. Nie było takie ogromne jak te, które mam w domu, w Londynie, za to cholernie wygodne.
Śnił mi się bardzo dziwny sen, jeżeli nie można tego nazwać koszmarem…
‘’Umówiłam się z Dylanem. Poszliśmy na plażę. Była naprawdę blisko hotelu. Szliśmy brzegiem morza, trzymaliśmy się za ręce. Było idealnie, miałam przy sobie kogoś kto mnie ochroni, nie bałam się niczego. W pewnym momencie wbiegliśmy do wody. Stanęliśmy daleko od brzegu. Ogromna fala zalała mi głowę. Przewróciłam się. Zaczęłam się topić. Nikt nie umiał mnie uratować.’’
I wtedy się obudziłam, byłam wystraszona. Podbiegłam do okna, można było zauważyć tylko jasny księżyc, nic więcej. Sprawdziłam czy z plażą wszystko porządku, czy nie ma tam kogoś kto.. nie! Nie ma mowy! Nic mi się nie stało, jestem na wakacjach, wszystko będzie dobrze. I koniec!
Zarzuciłam koc na plecy i szybkim krokiem poszłam pod pokój z numerem 24. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że muszę wejść i porozmawiać z osobą która się tam znajduje, jeżeli w ogóle ktoś tam by się znajdował.
Był to pokój aktora, którego poznałam przez zderzenie. Na moje szczęście jeszcze nie spał, choć było bardzo późno.
Siedział na łóżku w samych dresach, na szafce miał zapaloną małą czerwoną lampkę, która dawała dość sporo światła jak na swoją wielkość. Gdy mnie ujrzał, wstał jak oparzony. Mogłam patrzeć na Jego umięśnione ciało, wyglądał jeszcze lepiej niż kilka godzin temu, kiedy zaniósł mnie do góry.
- Przepraszam, widzę że Ci przeszkadzam. Przyjdę kiedy indziej. – chciałam zawrócić, choć byłam strasznie niepewna tego co robię.
- Nie, zostań. Nie przeszkadzasz, po prostu się zamyśliłem. – powiedział.
- O czym myślałeś? – zaciekawiłam się.
- Raczej o kim. O pewnej dziewczynie. Nie wnikaj na razie w szczegóły, proszę.
- No dobrze, nie będę Cię męczyć, nie mam nawet siły. Jestem wykończona.
- Nie spałaś? – zmartwił się.
- Próbowałam usnąć, i nawet się udało. Miałam koszmar… - byłam zdenerwowana, cała się trzęsłam. – Ale jest już lepiej. – powiedziałam. – Nie zawracaj sobie mną głowy, widzę że masz swoje problemy.
-Oj nie pleć głupot. Moje problemy nie są aż tak ważne, serio. Chodź tutaj, przecież widzę że jesteś wystraszona. – zawołał mnie do siebie.
Przez chwilę się zawahałam, ale rzeczywiście, bałam się. Podeszłam bliżej. Dylan objął mnie tak mocno jak tylko potrafił, był taki gorący. Znowu miałam wrażenie że nikt mnie nie skrzywdzi. Było to dziwne, przecież nie znaliśmy się długo. Pozwolił mi zostać u Niego w pokoju, w końcu to tylko kilka metrów od mojego, a lepiej żebym została tutaj, niż co chwilę przybiegała z powrotem.
Rozmawialiśmy jakąś godzinę, nigdy nie czułam się tak dobrze w czyimś towarzystwie. Opowiadałam mu rzeczy o których nikt nie wiedział, dosłownie nikt.
Tylko ja.
Próbowałam się jeszcze położyć, może tym razem nie obudzę się z krzykiem.
Zasnęłam w Jego objęciach…



Komentujesz=Motywujesz ♥